Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2013
Dystans całkowity: | 1019.98 km (w terenie 37.00 km; 3.63%) |
Czas w ruchu: | 59:06 |
Średnia prędkość: | 17.26 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.50 km/h |
Suma podjazdów: | 7343 m |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 53.68 km i 3h 06m |
Więcej statystyk |
Dzien 13: w góóóórę i dóóół przez półwysep Peljesac
Czwartek, 30 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 50 - 100, Balkany 2013
Km: | 58.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:30 | km/h: | 12.89 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 800m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
mapa trasy dzien 13
Rześki poranek, ale wczorajszy mix używek spowodował, że ciężko było się podnieść ;) Zwijam obóz i lecę na prom do miasta Trpanj. Okazuje się, że tego dnia w Chorwacji jest święto kościelne co oznacza, że kursuje tylko 1 prom do Ploce o godzinie 17.15. Dobrze, że miałem tego świadomość już rano ruszając z campingu. W okolicznych wioseczkach widać atmosferę święta, przechodzą procesje wraz z rozrzucaniem biednych kwiatków po asfalcie.... Wszyscy ładnie ubrani w garniaki podjeżdżają czystymi samochodami pod kościoły. Nie przypuszczałem, że półwysep Peljesac jest tak górzysty (jego najwyższy szczyt ma tylko 600 m npm). Przez pierwsze 1,5 h jadę praktycznie non stop pod górę. Później zjazd to turystycznego kurorciku Drace (widać, że wszystkie knajpy, bary, hotele i pensjonaty dopiero przygotowują się do sezonu i oblężenia turystów). Półwysep spłynie z owoców morza, co kawałek są reklamy miejsc w których można je kupić. Na półwyspie znajdują się też olbrzymie plantacje winogron, przy każdej z nich jest pkt w którym można degustować i kupować lokalne winka. Z Drace znów dobra godzina wspinaczki w mega upale, ale widoki na Adriatyk i kolejne zatoczki są przefenomenalne. Zdjęcia powiedzą same za siebie, słowami nie da się tego opisać.
Dociera ok. 16 do Trapnj, które okazuje się małym przytulnym miasteczkiem rybackim. Czekając na otwarcie kas promowych ucinam pogawędkę z 2 Czechami, którzy są na ciekawej wycieczce objazdowej. Nocują na statku, który co kilka dni zmienia lokalizację na inny port. W każdym z miejsc uczestnicy rejsu robią sobie wycieczki rowerowe po okolicy. Fantastyczny sposób na zwiedzanie Chorwacji!
Na promie spotykam polskich motocyklistów, którzy także od paru tyg zwiedzają Bałkany. Ok. 19 wyjeżdżam z promu w przemysłowym miasteczku Ploce. Ostygnięte kolano bardzo mocno daje znać o sobie, boli przy każdym ruchu, chodzenie szczególnie po schodach to męczarnia. W tym momencie wiem, że pora powiedzieć pass.... Szukam noclegu, udaje się znaleźć pokój za 120 kun (ok 70 zł) z netem, gdzie zaczynam szukać opcji ewakuacji do PL.
Rześki poranek, ale wczorajszy mix używek spowodował, że ciężko było się podnieść ;) Zwijam obóz i lecę na prom do miasta Trpanj. Okazuje się, że tego dnia w Chorwacji jest święto kościelne co oznacza, że kursuje tylko 1 prom do Ploce o godzinie 17.15. Dobrze, że miałem tego świadomość już rano ruszając z campingu. W okolicznych wioseczkach widać atmosferę święta, przechodzą procesje wraz z rozrzucaniem biednych kwiatków po asfalcie.... Wszyscy ładnie ubrani w garniaki podjeżdżają czystymi samochodami pod kościoły. Nie przypuszczałem, że półwysep Peljesac jest tak górzysty (jego najwyższy szczyt ma tylko 600 m npm). Przez pierwsze 1,5 h jadę praktycznie non stop pod górę. Później zjazd to turystycznego kurorciku Drace (widać, że wszystkie knajpy, bary, hotele i pensjonaty dopiero przygotowują się do sezonu i oblężenia turystów). Półwysep spłynie z owoców morza, co kawałek są reklamy miejsc w których można je kupić. Na półwyspie znajdują się też olbrzymie plantacje winogron, przy każdej z nich jest pkt w którym można degustować i kupować lokalne winka. Z Drace znów dobra godzina wspinaczki w mega upale, ale widoki na Adriatyk i kolejne zatoczki są przefenomenalne. Zdjęcia powiedzą same za siebie, słowami nie da się tego opisać.
Dociera ok. 16 do Trapnj, które okazuje się małym przytulnym miasteczkiem rybackim. Czekając na otwarcie kas promowych ucinam pogawędkę z 2 Czechami, którzy są na ciekawej wycieczce objazdowej. Nocują na statku, który co kilka dni zmienia lokalizację na inny port. W każdym z miejsc uczestnicy rejsu robią sobie wycieczki rowerowe po okolicy. Fantastyczny sposób na zwiedzanie Chorwacji!
Na promie spotykam polskich motocyklistów, którzy także od paru tyg zwiedzają Bałkany. Ok. 19 wyjeżdżam z promu w przemysłowym miasteczku Ploce. Ostygnięte kolano bardzo mocno daje znać o sobie, boli przy każdym ruchu, chodzenie szczególnie po schodach to męczarnia. W tym momencie wiem, że pora powiedzieć pass.... Szukam noclegu, udaje się znaleźć pokój za 120 kun (ok 70 zł) z netem, gdzie zaczynam szukać opcji ewakuacji do PL.
Dzien 12: Ston camping
Środa, 29 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 50 - 100, Balkany 2013
Km: | 63.02 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:55 | km/h: | 16.09 |
Pr. maks.: | 60.50 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 802m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
mapa trasy dzien 12
Ciezki poranek, leb nawala nie wiedziec po czym - poprzedniego dnia tylko 1 male piwo! Nie moge sie dobudzic przez pol dnia a jak na zlosc na wylocie z Dubrovnika nie moge trafic na żadna kafejke przy drodze. Wylatujac z miasta zaliczam zakupy w miejscowym KONZUM, czyli najpopularniejszej chorwackiej sieci sklepów spożywczych. Tu WRESZCIE ceny sa normalne! Foty z mostu i wio w drogę, bardzo uciążliwą drogę, bo magistralą adriatycka. Piękne z niej widoki na morze, ale ruch osobówek, autokarów i ciężarówek olbrzymi. Widząc co się dzieje zmieniam plany i postanawiam jechać na półwysep. Spotykam Irlandczyka ( jego stronka: www.cycletoindia.com ), który jest zachwycony pogoda i kąpielami w morzu. Pamiątkowe foto i w drogę. Gość przy 30st jedzie w długich zwykłych dresowych spodniach - twardziel! W końcu trafiam na sklepik z automatem kawowym i wreszcie się budzę. Sympatyczne Chorwatki polecają okoliczna dziką plażę na kąpiel w morzu. Okazuje się faktycznie urokliwa, w woda bardzo ciepła. Pierwsza kąpiel w Adriatyku zliczona!!! Jak nowo narodzony ruszam w dalsza drogę. Po drodze spotykam grupkę austriackich szosowców jadących na lekko z plecaczkami. Po chwili także dwie autostopowiczki z Wroclawia, które tez kierują się na Korculę. Odbijam na półwysep Peljesac i przejeżdżam przez mieścinkę będącą miniaturką Dubrovnika, o nazwie Ston. Obok miejscowości rośnie wielka góra otoczona murem - dawna twierdza. Male zakupy, parę km podjazdu i......widok na camping w zatoce. Położony tak genialnie, że uznałem to za świetne miejsce na nocleg. Cena zaskakuje pozytywnie, tylko 65 kun czyli ok 35 zł. Na campingu pełno austriackich i niemieckich emerytów w camperach. Wieczorem na camping wpadają 4 niemieckie autostopowiczki, wyposażone w dopalacze nastroju, co w kombinacji z francuskim winem przyniesionym przez podstarzałych tyrolczykow daje miły wieczór :-)
Ciezki poranek, leb nawala nie wiedziec po czym - poprzedniego dnia tylko 1 male piwo! Nie moge sie dobudzic przez pol dnia a jak na zlosc na wylocie z Dubrovnika nie moge trafic na żadna kafejke przy drodze. Wylatujac z miasta zaliczam zakupy w miejscowym KONZUM, czyli najpopularniejszej chorwackiej sieci sklepów spożywczych. Tu WRESZCIE ceny sa normalne! Foty z mostu i wio w drogę, bardzo uciążliwą drogę, bo magistralą adriatycka. Piękne z niej widoki na morze, ale ruch osobówek, autokarów i ciężarówek olbrzymi. Widząc co się dzieje zmieniam plany i postanawiam jechać na półwysep. Spotykam Irlandczyka ( jego stronka: www.cycletoindia.com ), który jest zachwycony pogoda i kąpielami w morzu. Pamiątkowe foto i w drogę. Gość przy 30st jedzie w długich zwykłych dresowych spodniach - twardziel! W końcu trafiam na sklepik z automatem kawowym i wreszcie się budzę. Sympatyczne Chorwatki polecają okoliczna dziką plażę na kąpiel w morzu. Okazuje się faktycznie urokliwa, w woda bardzo ciepła. Pierwsza kąpiel w Adriatyku zliczona!!! Jak nowo narodzony ruszam w dalsza drogę. Po drodze spotykam grupkę austriackich szosowców jadących na lekko z plecaczkami. Po chwili także dwie autostopowiczki z Wroclawia, które tez kierują się na Korculę. Odbijam na półwysep Peljesac i przejeżdżam przez mieścinkę będącą miniaturką Dubrovnika, o nazwie Ston. Obok miejscowości rośnie wielka góra otoczona murem - dawna twierdza. Male zakupy, parę km podjazdu i......widok na camping w zatoce. Położony tak genialnie, że uznałem to za świetne miejsce na nocleg. Cena zaskakuje pozytywnie, tylko 65 kun czyli ok 35 zł. Na campingu pełno austriackich i niemieckich emerytów w camperach. Wieczorem na camping wpadają 4 niemieckie autostopowiczki, wyposażone w dopalacze nastroju, co w kombinacji z francuskim winem przyniesionym przez podstarzałych tyrolczykow daje miły wieczór :-)
Dzien 11: Dubrovnik
Wtorek, 28 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 50 - 100, Balkany 2013
Km: | 54.43 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:56 | km/h: | 13.84 |
Pr. maks.: | 55.10 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1006m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
mapa trasy dzien 11
Od rana super pogoda, szykuje sie upal i 30 stopni jak nie wiecej. Kieruje sie na Dubrovnik, czesto sie zatrzynujac i robiąc fotki cudnego poszarpanego wyrzeza Chorwacji i jego najbardziej wysuniętego na południe pkt - Prevlaka. Czuje, ze jestem w zupelnie innej, nowej strefie klimatycznej. Palmy, drzewa oliwne z ktorych slynie ten region. Wiele ladnych kosciolow zbudowanych ze skalnych bloków, zadbane nagrobki. Widac ze Chorwacja to katolicki kraj. Upal jak diabli, zaczyna brakowac wody. Pukam do drzwi w najblizszej wiosce i mila starsza pani nalewa 2 bidony lodowatej pysznej wody. Tego dnia zaczyna sie tez moja nowa fobia - na węże. Martwe nie robia az takiego wrazenia, ale gdy pare m przed rowerem przeslizguje sie metrowe brązowe bydlę o szerokisci 4-5 cm, to mam niezlego stracha. Od tej pory za kazdym razem rozgpadam sie uwaznie i wsluchuje w to co jest w zaroslach gdy mam zamiar zejsc z drogi. Podziwiajac chorwacka zabudowe cichych i spokojnych wioseczek docieram do magistrali 20 km przed Dubrovnikiem. Robiac zakupy dostrzega mnie angol Mark Ostheimer z sakwami. Koles zasuwa z Londynu do Japonii! A za pare dni jego kumpel DJ gra impreze w Sofii. Gadamy z godzine, trzaskany foty i ruszam na sławny Dubrovnik, wyposażony w mapki od Marka. Dojazd to masakra, podjazdy, olbrzymi ruch i brak pobocza. Ja szczescie udaje sie wyladowac w centrum Dubrovnika, gdzie zaczepia mbie malzenstwo wyprzedzajace mnie jakims starym vw. Proponuja pokoj. Negocujemy chwile i staje na 140 kunach czyli ok 80 zl za noc w pojiju z wifi, w mieszkaniu 100 m od murow starego miasta. Wieczorem spacer po waskich uliczkach i mnóstwo fotek. Zdumiewajace miejsce, nie widzialem nigdy wcześniej takiej zabudowy. Mega klinat. Tylko te ceny.... danie w restauracji dla 1 osoby potrafi kosztować 100-130 Euro!!
Od rana super pogoda, szykuje sie upal i 30 stopni jak nie wiecej. Kieruje sie na Dubrovnik, czesto sie zatrzynujac i robiąc fotki cudnego poszarpanego wyrzeza Chorwacji i jego najbardziej wysuniętego na południe pkt - Prevlaka. Czuje, ze jestem w zupelnie innej, nowej strefie klimatycznej. Palmy, drzewa oliwne z ktorych slynie ten region. Wiele ladnych kosciolow zbudowanych ze skalnych bloków, zadbane nagrobki. Widac ze Chorwacja to katolicki kraj. Upal jak diabli, zaczyna brakowac wody. Pukam do drzwi w najblizszej wiosce i mila starsza pani nalewa 2 bidony lodowatej pysznej wody. Tego dnia zaczyna sie tez moja nowa fobia - na węże. Martwe nie robia az takiego wrazenia, ale gdy pare m przed rowerem przeslizguje sie metrowe brązowe bydlę o szerokisci 4-5 cm, to mam niezlego stracha. Od tej pory za kazdym razem rozgpadam sie uwaznie i wsluchuje w to co jest w zaroslach gdy mam zamiar zejsc z drogi. Podziwiajac chorwacka zabudowe cichych i spokojnych wioseczek docieram do magistrali 20 km przed Dubrovnikiem. Robiac zakupy dostrzega mnie angol Mark Ostheimer z sakwami. Koles zasuwa z Londynu do Japonii! A za pare dni jego kumpel DJ gra impreze w Sofii. Gadamy z godzine, trzaskany foty i ruszam na sławny Dubrovnik, wyposażony w mapki od Marka. Dojazd to masakra, podjazdy, olbrzymi ruch i brak pobocza. Ja szczescie udaje sie wyladowac w centrum Dubrovnika, gdzie zaczepia mbie malzenstwo wyprzedzajace mnie jakims starym vw. Proponuja pokoj. Negocujemy chwile i staje na 140 kunach czyli ok 80 zl za noc w pojiju z wifi, w mieszkaniu 100 m od murow starego miasta. Wieczorem spacer po waskich uliczkach i mnóstwo fotek. Zdumiewajace miejsce, nie widzialem nigdy wcześniej takiej zabudowy. Mega klinat. Tylko te ceny.... danie w restauracji dla 1 osoby potrafi kosztować 100-130 Euro!!
Dzien 10: Pożegnanie i busowo-autobusowo nad Zatokę Kotorską
Poniedziałek, 27 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 0 - 30, Balkany 2013
Km: | 10.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:49 | km/h: | 12.86 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 20.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
Rano smutne pożegnanie z chlopakami, ze wzgledu na klopoty z kolanem decyduje sie skrocic petle i nie ruszac w wysokie gory Czarnogóry, Kosowa i Albanii. Oczekiwanie na autobus Pluzine - Niksic mija szybko i sympatycznie dzieki rozmowie z nauczycielja matematyki ze szkoly w Pluzine. Autobus relacji Sarajevo-Podgorica zawozi mnie do Niksic. Kierowca o dziwo pozwolil wpakowac rower do srodka autokaru :-) i to bez demontażu. W Niksic mam 1,5 h przesiadke na bus do Herceg Novi. Palaszuje dobra, ale niewielką pizze kolo dworca. Jest stres czy wejde z rowerem do busa, bo kierowca czeka z decyzja do 5 min przed odjazdem. Szczęśliwie udaje sie uzyskac jego blogoslawienstwo i po zdjeciu tylnego kola rower laduje w bagażniku malego kilkunastoosobowego busa. Podroz mija szybko, bo tuz obok siedziala mila i ladna ;-) studentka geografii z Kotoru, studiujaca w Niksic. Smiga po ang jak burza, bo pracuje w muzeum w Kotorze. Rozmawiamy o Czarnogorze, Polsce, potrawach, turystyce itd. W miedzyczasie bus przebija sie przez gory i oczom ukazuje sie niewiarygodny widok. Zatoka Kotorska. Nie do ujecia w slowach, to trzrba zobaczyc na foto. Poszarpana nieregularna zatoka wbijajaca soe klinem w czarnogorsski lad. Wysiadam w kurorcie Herceg Novi, skladam rower, jade do Igalo porobic fotki nad zatoka i cos zjesc. Robi sie wieczor wiec rozgladam sie za noclegiem. Pomocna okazuje sie przemila recepcjonistka z hotelu we wsi Vodice 2 km przed granica z Chorwacją. Ta wioska to niemal same apartamenty i 1 hotel. Dziewczyna z recepcji z tego hotelu widzac, ze nie mam zamiaru placic 70 euro za noc, zaczyna dzwonic po znajomych wlascicielach kwater. Po paru minutach udaje sie ogarnac pokoj za 15 euro, tuz obok hotelu, gdzie moge przyjsc ja darmowe wifi :-) 2 litrowy Jelen skutecznie mnie usypia.
Dzien 9: Odpoczynek w górskim kurorcie
Niedziela, 26 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria Balkany 2013
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
Cala niedziele spędziłem w Pluzine, pogoda była fatalna, co chwile padało.
Dawid rusza 17 km w kierunku Durmitoru, gdzie zalicza super widoki, ale i snieg na poboczu i 2 stopnie i ulewe podczas zjazdu. Jak wpada do pokoju to znow ma ciekawy kolor rak :-D Moja aktywnosc tego dnia ogranicza sie do spaceru nad jezioro, zakupow (wino VRNAC !!! Boskie!!!!!), obejrzenia czarnogorskiej tv (big brother :-) ) i ciekawych pogawedek przy piwie ze Szwajcarskim sakwiarzem.
Dawid rusza 17 km w kierunku Durmitoru, gdzie zalicza super widoki, ale i snieg na poboczu i 2 stopnie i ulewe podczas zjazdu. Jak wpada do pokoju to znow ma ciekawy kolor rak :-D Moja aktywnosc tego dnia ogranicza sie do spaceru nad jezioro, zakupow (wino VRNAC !!! Boskie!!!!!), obejrzenia czarnogorskiej tv (big brother :-) ) i ciekawych pogawedek przy piwie ze Szwajcarskim sakwiarzem.
Dzien 8: Najpiękniejszy dzień na rowerze czyli Foca - Pluzine
Sobota, 25 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 50 - 100, Balkany 2013
Km: | 50.25 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:47 | km/h: | 13.28 |
Pr. maks.: | 47.80 | Temperatura: | 17.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 2024m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
mapa trasy dzien 8
Bardzo wczesna pobudka o 6 rano - chyba szum rzeki płynącej 20 m od zrobil swoje :-) Rozbijanie namiotu w zupelnej dziczy niestety zaskutkowalo przebiciem podlogi namiotu, na szczescie niewielkim. Kolo 7:30 wyruszylem pierwszy w kierunku granicy z Czarnogora. Droga wiodla caly czas wzdluz rzeki Tara. Po paru km zaczelo lac, ale ze wzgledu na to ze umowilismy sie z chlopakami na granicy, postanowilem cisnac w deszczu. Te 10 km dluzylo sie niemilosiernie, tym bardziej ze ciagle gora dol gora dol. Nowa plyta Kultu na mp3 dodawala jednak otuchy :-) Po drodze bylo kilka campingow zyjacych z turystow z EU przyjezdzajacych na rafting na Tarze. Patrzyli sie na mnie jak na ufo ;-) W koncu dotarlem do granicy (kilka barakow na krzyz i drewniany most na spienionej blotnietej Tarze) gdzie zaczela sie akcja wielkie suszenie w knajpie. Cale szczescie ze nie bylo zadnych gosci, bo bylaby troche siara z pampersem i skarpetkami na balustradzie. Pije goraca kawę i jem chevapi - niestety z chlebem a nie pita. Po 2 h przyjezdzaja chlopaki i postanawiamy ze naszym celem na ten dzien bedzie Pluzine. Kolejne 30 km w Czarnogorze to najpiekniejsze km na rowerze w moim zyciu. Ze wzgledu na bardzo częste fotostopy przejechanie tych 30 km zajelo 3 h. Po drodze mieliemy m.in. 3 mosty na Pivie, w tym jeden dobre 100 m nad poziomem rzeki wiszacy pomiedzy skalami, kolejny na rownie wysokiej tamie polaczojej z elektrownia wodna. A z mostow zapierający dech w piersiach widok na kanion Pivy, ktorej turkusowy kolor zmienial sie w zaleznosci od ilosci słońca. Poza cudowna Piva i jez Pivskim wielkie wrazenie robily tunele, bylo ich kilkadziesiat, od kilkunastu do 600 m dlugosci. Zadne z nich nie byly sztucznie oświetlone, jedynie wybite w skale okienka pelnily role doswietlajaca. Zwykly samochod osobowy wjezdzajac w taki tunel robi taki halas jakby jechal tir. W wielu tunelach byly tez potworne przeciagi, szczegolnie przy wyjazdach tworzylo sie jakies dziwne podcisnienie, mialo sie wrazenie, ze zawiewa niemal 100 km/h - rower doslwnie stawal w miejscu. Do tego co jakis czas ukazywaly sie naszym oczom osniezone gorskie szczyty. Dzien konczymy w gorskim mini kurorcie Pluzine, gdzie Remi wybiera opcje camping, zas Dawid i ja decydujemy sie na przytulne pokoje za 15 euro. Wieczorem finał LM w pubie bluesowo-rockowym ZVONO, ale malo co patrzylem w ekran, bo wciagnela mnie rozmowa ze Szwajcarskim sakwiarzem - 1 rowerowy globtrotter, ktorego spotkalismy na wyprawie! Koleś zrobił m.in. Amerykę Południową (Patagonia, Boliwia), Afrykę Zachodnią, był też na rowerze w Chinach. Na codzień pracuję na szwajcarskiej kolei i ma wyrozumiałego szefa, który często daje mu bezpłatne wielotygodniowe, a czasem wielomiesięczne urlopy....
Bardzo wczesna pobudka o 6 rano - chyba szum rzeki płynącej 20 m od zrobil swoje :-) Rozbijanie namiotu w zupelnej dziczy niestety zaskutkowalo przebiciem podlogi namiotu, na szczescie niewielkim. Kolo 7:30 wyruszylem pierwszy w kierunku granicy z Czarnogora. Droga wiodla caly czas wzdluz rzeki Tara. Po paru km zaczelo lac, ale ze wzgledu na to ze umowilismy sie z chlopakami na granicy, postanowilem cisnac w deszczu. Te 10 km dluzylo sie niemilosiernie, tym bardziej ze ciagle gora dol gora dol. Nowa plyta Kultu na mp3 dodawala jednak otuchy :-) Po drodze bylo kilka campingow zyjacych z turystow z EU przyjezdzajacych na rafting na Tarze. Patrzyli sie na mnie jak na ufo ;-) W koncu dotarlem do granicy (kilka barakow na krzyz i drewniany most na spienionej blotnietej Tarze) gdzie zaczela sie akcja wielkie suszenie w knajpie. Cale szczescie ze nie bylo zadnych gosci, bo bylaby troche siara z pampersem i skarpetkami na balustradzie. Pije goraca kawę i jem chevapi - niestety z chlebem a nie pita. Po 2 h przyjezdzaja chlopaki i postanawiamy ze naszym celem na ten dzien bedzie Pluzine. Kolejne 30 km w Czarnogorze to najpiekniejsze km na rowerze w moim zyciu. Ze wzgledu na bardzo częste fotostopy przejechanie tych 30 km zajelo 3 h. Po drodze mieliemy m.in. 3 mosty na Pivie, w tym jeden dobre 100 m nad poziomem rzeki wiszacy pomiedzy skalami, kolejny na rownie wysokiej tamie polaczojej z elektrownia wodna. A z mostow zapierający dech w piersiach widok na kanion Pivy, ktorej turkusowy kolor zmienial sie w zaleznosci od ilosci słońca. Poza cudowna Piva i jez Pivskim wielkie wrazenie robily tunele, bylo ich kilkadziesiat, od kilkunastu do 600 m dlugosci. Zadne z nich nie byly sztucznie oświetlone, jedynie wybite w skale okienka pelnily role doswietlajaca. Zwykly samochod osobowy wjezdzajac w taki tunel robi taki halas jakby jechal tir. W wielu tunelach byly tez potworne przeciagi, szczegolnie przy wyjazdach tworzylo sie jakies dziwne podcisnienie, mialo sie wrazenie, ze zawiewa niemal 100 km/h - rower doslwnie stawal w miejscu. Do tego co jakis czas ukazywaly sie naszym oczom osniezone gorskie szczyty. Dzien konczymy w gorskim mini kurorcie Pluzine, gdzie Remi wybiera opcje camping, zas Dawid i ja decydujemy sie na przytulne pokoje za 15 euro. Wieczorem finał LM w pubie bluesowo-rockowym ZVONO, ale malo co patrzylem w ekran, bo wciagnela mnie rozmowa ze Szwajcarskim sakwiarzem - 1 rowerowy globtrotter, ktorego spotkalismy na wyprawie! Koleś zrobił m.in. Amerykę Południową (Patagonia, Boliwia), Afrykę Zachodnią, był też na rowerze w Chinach. Na codzień pracuję na szwajcarskiej kolei i ma wyrozumiałego szefa, który często daje mu bezpłatne wielotygodniowe, a czasem wielomiesięczne urlopy....
Dzien 7: GÓRY!!! Sarajevo - Foca
Piątek, 24 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 50 - 100, Balkany 2013
Km: | 83.46 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:55 | km/h: | 16.97 |
Pr. maks.: | 52.60 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1565m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
mapa trasy dzien 7
Zmeczeni lokalna wodeczka z winogron pospalismy konkretnie. Kolo 10 ruszamy na starowke, gdzie robie za przewodnika ;-) Szybki spacer po najciekawezych punktach, mini zakupy pamiatek i ok 13 ruszamy w kierunku Czarnogory. Z kolanem znacznie lepiej niz 2 dni wczesniej. Pierwsze 45 km to praktycznie caly czas pod gore, z czego ost 10km serpentyn. Jade na lekkich przelozeniach aby max odciazyc kolano. Zmeczenie rekompensuja widoki polek skalnych oraz pieknych zielonych lasow doliny ktora mkniemy. Po drodze właściwie nie ma zadnych wsi, knajp czy sklepow, wiec dobrze ze jestesmy odpowiednio oprowiantowani. 15 km przed Foca spotykam Dawida ktory integruje sie z nawalonym jak stodola Serbem :-) Pokazuje nam wymownymi zolnierskimi gestami co zrobili z Sarajevem w latach 90tych. Generalnie trzymamy sie zasady aby nie wdawac sie w polityczne i kulturowe dyskusje, poniewaz w krajach bylej Jugosławii praktycznie co wies sklad etniczny moze byc rozny. Czekamy na Remika i po expresso ruszamy wspolnie do Focy po zakupy i szukac miejsca na nocleg. Znajdujemy kawalek w miare płaskiego terenu tuz nad Tara, niedaleko elektrowni.
Zmeczeni lokalna wodeczka z winogron pospalismy konkretnie. Kolo 10 ruszamy na starowke, gdzie robie za przewodnika ;-) Szybki spacer po najciekawezych punktach, mini zakupy pamiatek i ok 13 ruszamy w kierunku Czarnogory. Z kolanem znacznie lepiej niz 2 dni wczesniej. Pierwsze 45 km to praktycznie caly czas pod gore, z czego ost 10km serpentyn. Jade na lekkich przelozeniach aby max odciazyc kolano. Zmeczenie rekompensuja widoki polek skalnych oraz pieknych zielonych lasow doliny ktora mkniemy. Po drodze właściwie nie ma zadnych wsi, knajp czy sklepow, wiec dobrze ze jestesmy odpowiednio oprowiantowani. 15 km przed Foca spotykam Dawida ktory integruje sie z nawalonym jak stodola Serbem :-) Pokazuje nam wymownymi zolnierskimi gestami co zrobili z Sarajevem w latach 90tych. Generalnie trzymamy sie zasady aby nie wdawac sie w polityczne i kulturowe dyskusje, poniewaz w krajach bylej Jugosławii praktycznie co wies sklad etniczny moze byc rozny. Czekamy na Remika i po expresso ruszamy wspolnie do Focy po zakupy i szukac miejsca na nocleg. Znajdujemy kawalek w miare płaskiego terenu tuz nad Tara, niedaleko elektrowni.
Dzien 6: Sarajevo płaczące deszczem
Czwartek, 23 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 0 - 30, Balkany 2013
Km: | 4.39 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:21 | km/h: | 12.54 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 8.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
Rano nie padalo wiec mialem okazje pozwiedzac stolice BIH. To miasto mimo ze niewiele wieksze od Torunia, ma w sobie wielka dawke historii. Co kawalek meczet, cerkiew lub kosciol. Wielu turystow z calego świata. Nie należę do znawcow architektury religijnej ;-) wiec znacznie wiecej niz slowa powie galeria zdjec. Ok 12 opuszczam hostel i jade na dworzec gdzie na 13 umówiliśmy sie z chlopakami. Leje. 2 km a ja zmoklem do suchej nitki. Na szczescie dworzec jest przestonny, suchy i cieply. Przez 5 h garuje i czekam zmieniajac kolejowy na autobusowy co jakis czas. Na tym drugim jest wifi wiec nadrabiam netowe zaleglosci. Pomimo tego ze BIH jest glownie muzulmanska to na dworcach jest porzadek i bezpiecznie. Nie ma zebractwa. Przemoknieci Dawid i Remi trafiaja na dworzec ok 17. Mieli masakryczna pogode, non stop deszcz i ok 7-8 stopni, co na zjazdach szczegolnie dawalo im sie we znaki. Dawida rece sa sino-niebieskie. Zasuwamy do hostelu ile sil w nogach aby chlopaki odtajali. Dostajemy do dyspozycji pokój, dobrze wyposażoną kuchnię i łazienkę z pralką i maszyną do suszenia. Rozgrzewamy się rakiją z winogron, litr za 26 zl :-) Szybki odlot.....
Dzien 5: Kolano, bus i Sarajevo
Środa, 22 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 50 - 100, Balkany 2013
Km: | 63.82 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:37 | km/h: | 17.65 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 708m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
mapa trasy dzien 5
Po krolewskim sniadaniu przygotowanym przez mame Saszy, nasi serbscy przyjaciele odprowadzili nas 30km w kierunku Tuzli. Po wdrapaniu sie na przelecz bedaca granica dystrykow serbja i muzulmanskiego pozegnalismy Sasze, ktory dzielnie wtargal 500m w gore rower Remika. Niestety na tym podjezdzie solidnie odezwalo sie kolano co sklonilo mnie do tego aby dac mu odpoczac. Co ważne po przejeździe na muzułmańską stronę, zaczeły się tabliczki o minach w pobliżu drogi oraz sporo budynków zniszczonych przez wojnę. Na wielu domach widać ślady po kulach. Sporo jest też nowo budowanych domów na gruzach dawnych gospodarstw. Podobno dom z działką w Bośni kosztuje tylko około 30 000 Euro, więc sporo osób które uciekły stąd w czasie konfliktu zbrojnego do Niemiec i innych krajów UE wraca tutaj po latach. Z miejscowosci Tuzla wzialem autokar do Sarajeva, zas chlopwki pojechali dalej na 2 kolach. Po 3h podrozy przez piekne gory (min osrodek narciarski Kalemba) dotarlem do stolicy BIH. Juz sam wjazd powala na kolana - same gorki, zapelnione osiedlami domów. Mijamy stadion olimpijski i przerazajaco wielkie cmentarzyska ofiar wojny lat 90tych, wyeksponowane w dolinie. W autokarze poznalem milego Wlocha Andree, ktory jechał pomodlic sie i wyciszyc w słynnym monastyrre Manjugorie kolo Mostaru. Andrea zaproponował mi nocleg jesli bym zmienil plan podrozy przez kontuzje. Ok 20 zladowalem w deszczowym Sarajevie, wiec marzylem o suchym cieplym miejscu na nocleg. Okazalo sie ze w centrum Sarajeva jest masa tanich hosteli, udalo mi sie trafic na jeden z pubem rockowo-jazzowym prowadzonym przez milego Bosniaka, któego żona i dzieci mieszkały w Szwecji. 15 euro za 1os pokój z wifi, lazienka i kuchnia do dyspozycji - zyc nie umierac. Pozniej okazalo sie, ze wifi dziala tak jakby chciało ale nie moglo ;-) Po ogarnieciu sie ruszylem na chwile na miasto skosztowac chevapi, ktore wszyscy nam polecali. Jest to specyfik Sarajeva o korzeniach tureckich - placek a w srodku zrolowane waleczki miesa. Do tego piwo Sarajevsko....i szybko odplynalem.
Po krolewskim sniadaniu przygotowanym przez mame Saszy, nasi serbscy przyjaciele odprowadzili nas 30km w kierunku Tuzli. Po wdrapaniu sie na przelecz bedaca granica dystrykow serbja i muzulmanskiego pozegnalismy Sasze, ktory dzielnie wtargal 500m w gore rower Remika. Niestety na tym podjezdzie solidnie odezwalo sie kolano co sklonilo mnie do tego aby dac mu odpoczac. Co ważne po przejeździe na muzułmańską stronę, zaczeły się tabliczki o minach w pobliżu drogi oraz sporo budynków zniszczonych przez wojnę. Na wielu domach widać ślady po kulach. Sporo jest też nowo budowanych domów na gruzach dawnych gospodarstw. Podobno dom z działką w Bośni kosztuje tylko około 30 000 Euro, więc sporo osób które uciekły stąd w czasie konfliktu zbrojnego do Niemiec i innych krajów UE wraca tutaj po latach. Z miejscowosci Tuzla wzialem autokar do Sarajeva, zas chlopwki pojechali dalej na 2 kolach. Po 3h podrozy przez piekne gory (min osrodek narciarski Kalemba) dotarlem do stolicy BIH. Juz sam wjazd powala na kolana - same gorki, zapelnione osiedlami domów. Mijamy stadion olimpijski i przerazajaco wielkie cmentarzyska ofiar wojny lat 90tych, wyeksponowane w dolinie. W autokarze poznalem milego Wlocha Andree, ktory jechał pomodlic sie i wyciszyc w słynnym monastyrre Manjugorie kolo Mostaru. Andrea zaproponował mi nocleg jesli bym zmienil plan podrozy przez kontuzje. Ok 20 zladowalem w deszczowym Sarajevie, wiec marzylem o suchym cieplym miejscu na nocleg. Okazalo sie ze w centrum Sarajeva jest masa tanich hosteli, udalo mi sie trafic na jeden z pubem rockowo-jazzowym prowadzonym przez milego Bosniaka, któego żona i dzieci mieszkały w Szwecji. 15 euro za 1os pokój z wifi, lazienka i kuchnia do dyspozycji - zyc nie umierac. Pozniej okazalo sie, ze wifi dziala tak jakby chciało ale nie moglo ;-) Po ogarnieciu sie ruszylem na chwile na miasto skosztowac chevapi, ktore wszyscy nam polecali. Jest to specyfik Sarajeva o korzeniach tureckich - placek a w srodku zrolowane waleczki miesa. Do tego piwo Sarajevsko....i szybko odplynalem.
Dzien 4: Gościnność bośniackich Serbów!
Wtorek, 21 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 50 - 100, Balkany 2013
Km: | 93.21 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:21 | km/h: | 21.43 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 138m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
mapa trasy dzien 4
Dzien cudownych zbiegow okolicznosci. Najpierw cięcie dobrym tempem 60 km przez Serbie, a potem....po wjezdzie do BIH same piekne historie. W kafejce za granica kawa za 2zl i wifi, zas pozniej przemily Serb na szosowce mijajac nas zawraca, pokazuje miasto Bijeljina, zaprowadza na rzucajacy na kolana burek - mieso w ciescie francuskim serwowane na cieplo (klasyczna lokalna potrawa z korzeniami tureckimi) i odprowadza 30 km w kierunku poludniowym. Odradza nam nocleg nad jeziorem w miescie Pridoj, ze wzgledu na to, ze jest to juz muzulmanska strona Bosni. W miedzyczasie jak jedziemy sobie z nim i gawedzimy o historii, rowerach, podrozach, mija nas czerwona skoda. Gosc zwalnia i pyta skad jestesmy, mowimy ze z Polski. Mija nas i jedzie dalej. Po kilkunastu km macha przy drodze na nas abysmy sie zatrzymali. Zaprasza nas do domu, czestuje piwem, rakija, a jego mama robi kolacje tak wielka, że nakarmilaby 10 sakwiarzy a nie 3. Jedzonko palce lizac!!!!! Co ciekawe kolarz Dragan tez zostaje na noc. Caaaaly wieczor uplywa na rozmowach na wszelkie możliwe tematy....
Dzien cudownych zbiegow okolicznosci. Najpierw cięcie dobrym tempem 60 km przez Serbie, a potem....po wjezdzie do BIH same piekne historie. W kafejce za granica kawa za 2zl i wifi, zas pozniej przemily Serb na szosowce mijajac nas zawraca, pokazuje miasto Bijeljina, zaprowadza na rzucajacy na kolana burek - mieso w ciescie francuskim serwowane na cieplo (klasyczna lokalna potrawa z korzeniami tureckimi) i odprowadza 30 km w kierunku poludniowym. Odradza nam nocleg nad jeziorem w miescie Pridoj, ze wzgledu na to, ze jest to juz muzulmanska strona Bosni. W miedzyczasie jak jedziemy sobie z nim i gawedzimy o historii, rowerach, podrozach, mija nas czerwona skoda. Gosc zwalnia i pyta skad jestesmy, mowimy ze z Polski. Mija nas i jedzie dalej. Po kilkunastu km macha przy drodze na nas abysmy sie zatrzymali. Zaprasza nas do domu, czestuje piwem, rakija, a jego mama robi kolacje tak wielka, że nakarmilaby 10 sakwiarzy a nie 3. Jedzonko palce lizac!!!!! Co ciekawe kolarz Dragan tez zostaje na noc. Caaaaly wieczor uplywa na rozmowach na wszelkie możliwe tematy....