Dzien 11: Dubrovnik
Wtorek, 28 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 50 - 100, Balkany 2013
Km: | 54.43 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:56 | km/h: | 13.84 |
Pr. maks.: | 55.10 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1006m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
mapa trasy dzien 11
Od rana super pogoda, szykuje sie upal i 30 stopni jak nie wiecej. Kieruje sie na Dubrovnik, czesto sie zatrzynujac i robiąc fotki cudnego poszarpanego wyrzeza Chorwacji i jego najbardziej wysuniętego na południe pkt - Prevlaka. Czuje, ze jestem w zupelnie innej, nowej strefie klimatycznej. Palmy, drzewa oliwne z ktorych slynie ten region. Wiele ladnych kosciolow zbudowanych ze skalnych bloków, zadbane nagrobki. Widac ze Chorwacja to katolicki kraj. Upal jak diabli, zaczyna brakowac wody. Pukam do drzwi w najblizszej wiosce i mila starsza pani nalewa 2 bidony lodowatej pysznej wody. Tego dnia zaczyna sie tez moja nowa fobia - na węże. Martwe nie robia az takiego wrazenia, ale gdy pare m przed rowerem przeslizguje sie metrowe brązowe bydlę o szerokisci 4-5 cm, to mam niezlego stracha. Od tej pory za kazdym razem rozgpadam sie uwaznie i wsluchuje w to co jest w zaroslach gdy mam zamiar zejsc z drogi. Podziwiajac chorwacka zabudowe cichych i spokojnych wioseczek docieram do magistrali 20 km przed Dubrovnikiem. Robiac zakupy dostrzega mnie angol Mark Ostheimer z sakwami. Koles zasuwa z Londynu do Japonii! A za pare dni jego kumpel DJ gra impreze w Sofii. Gadamy z godzine, trzaskany foty i ruszam na sławny Dubrovnik, wyposażony w mapki od Marka. Dojazd to masakra, podjazdy, olbrzymi ruch i brak pobocza. Ja szczescie udaje sie wyladowac w centrum Dubrovnika, gdzie zaczepia mbie malzenstwo wyprzedzajace mnie jakims starym vw. Proponuja pokoj. Negocujemy chwile i staje na 140 kunach czyli ok 80 zl za noc w pojiju z wifi, w mieszkaniu 100 m od murow starego miasta. Wieczorem spacer po waskich uliczkach i mnóstwo fotek. Zdumiewajace miejsce, nie widzialem nigdy wcześniej takiej zabudowy. Mega klinat. Tylko te ceny.... danie w restauracji dla 1 osoby potrafi kosztować 100-130 Euro!!
Od rana super pogoda, szykuje sie upal i 30 stopni jak nie wiecej. Kieruje sie na Dubrovnik, czesto sie zatrzynujac i robiąc fotki cudnego poszarpanego wyrzeza Chorwacji i jego najbardziej wysuniętego na południe pkt - Prevlaka. Czuje, ze jestem w zupelnie innej, nowej strefie klimatycznej. Palmy, drzewa oliwne z ktorych slynie ten region. Wiele ladnych kosciolow zbudowanych ze skalnych bloków, zadbane nagrobki. Widac ze Chorwacja to katolicki kraj. Upal jak diabli, zaczyna brakowac wody. Pukam do drzwi w najblizszej wiosce i mila starsza pani nalewa 2 bidony lodowatej pysznej wody. Tego dnia zaczyna sie tez moja nowa fobia - na węże. Martwe nie robia az takiego wrazenia, ale gdy pare m przed rowerem przeslizguje sie metrowe brązowe bydlę o szerokisci 4-5 cm, to mam niezlego stracha. Od tej pory za kazdym razem rozgpadam sie uwaznie i wsluchuje w to co jest w zaroslach gdy mam zamiar zejsc z drogi. Podziwiajac chorwacka zabudowe cichych i spokojnych wioseczek docieram do magistrali 20 km przed Dubrovnikiem. Robiac zakupy dostrzega mnie angol Mark Ostheimer z sakwami. Koles zasuwa z Londynu do Japonii! A za pare dni jego kumpel DJ gra impreze w Sofii. Gadamy z godzine, trzaskany foty i ruszam na sławny Dubrovnik, wyposażony w mapki od Marka. Dojazd to masakra, podjazdy, olbrzymi ruch i brak pobocza. Ja szczescie udaje sie wyladowac w centrum Dubrovnika, gdzie zaczepia mbie malzenstwo wyprzedzajace mnie jakims starym vw. Proponuja pokoj. Negocujemy chwile i staje na 140 kunach czyli ok 80 zl za noc w pojiju z wifi, w mieszkaniu 100 m od murow starego miasta. Wieczorem spacer po waskich uliczkach i mnóstwo fotek. Zdumiewajace miejsce, nie widzialem nigdy wcześniej takiej zabudowy. Mega klinat. Tylko te ceny.... danie w restauracji dla 1 osoby potrafi kosztować 100-130 Euro!!