Dzien 8: Najpiękniejszy dzień na rowerze czyli Foca - Pluzine
Sobota, 25 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 50 - 100, Balkany 2013
Km: | 50.25 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:47 | km/h: | 13.28 |
Pr. maks.: | 47.80 | Temperatura: | 17.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 2024m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
mapa trasy dzien 8
Bardzo wczesna pobudka o 6 rano - chyba szum rzeki płynącej 20 m od zrobil swoje :-) Rozbijanie namiotu w zupelnej dziczy niestety zaskutkowalo przebiciem podlogi namiotu, na szczescie niewielkim. Kolo 7:30 wyruszylem pierwszy w kierunku granicy z Czarnogora. Droga wiodla caly czas wzdluz rzeki Tara. Po paru km zaczelo lac, ale ze wzgledu na to ze umowilismy sie z chlopakami na granicy, postanowilem cisnac w deszczu. Te 10 km dluzylo sie niemilosiernie, tym bardziej ze ciagle gora dol gora dol. Nowa plyta Kultu na mp3 dodawala jednak otuchy :-) Po drodze bylo kilka campingow zyjacych z turystow z EU przyjezdzajacych na rafting na Tarze. Patrzyli sie na mnie jak na ufo ;-) W koncu dotarlem do granicy (kilka barakow na krzyz i drewniany most na spienionej blotnietej Tarze) gdzie zaczela sie akcja wielkie suszenie w knajpie. Cale szczescie ze nie bylo zadnych gosci, bo bylaby troche siara z pampersem i skarpetkami na balustradzie. Pije goraca kawę i jem chevapi - niestety z chlebem a nie pita. Po 2 h przyjezdzaja chlopaki i postanawiamy ze naszym celem na ten dzien bedzie Pluzine. Kolejne 30 km w Czarnogorze to najpiekniejsze km na rowerze w moim zyciu. Ze wzgledu na bardzo częste fotostopy przejechanie tych 30 km zajelo 3 h. Po drodze mieliemy m.in. 3 mosty na Pivie, w tym jeden dobre 100 m nad poziomem rzeki wiszacy pomiedzy skalami, kolejny na rownie wysokiej tamie polaczojej z elektrownia wodna. A z mostow zapierający dech w piersiach widok na kanion Pivy, ktorej turkusowy kolor zmienial sie w zaleznosci od ilosci słońca. Poza cudowna Piva i jez Pivskim wielkie wrazenie robily tunele, bylo ich kilkadziesiat, od kilkunastu do 600 m dlugosci. Zadne z nich nie byly sztucznie oświetlone, jedynie wybite w skale okienka pelnily role doswietlajaca. Zwykly samochod osobowy wjezdzajac w taki tunel robi taki halas jakby jechal tir. W wielu tunelach byly tez potworne przeciagi, szczegolnie przy wyjazdach tworzylo sie jakies dziwne podcisnienie, mialo sie wrazenie, ze zawiewa niemal 100 km/h - rower doslwnie stawal w miejscu. Do tego co jakis czas ukazywaly sie naszym oczom osniezone gorskie szczyty. Dzien konczymy w gorskim mini kurorcie Pluzine, gdzie Remi wybiera opcje camping, zas Dawid i ja decydujemy sie na przytulne pokoje za 15 euro. Wieczorem finał LM w pubie bluesowo-rockowym ZVONO, ale malo co patrzylem w ekran, bo wciagnela mnie rozmowa ze Szwajcarskim sakwiarzem - 1 rowerowy globtrotter, ktorego spotkalismy na wyprawie! Koleś zrobił m.in. Amerykę Południową (Patagonia, Boliwia), Afrykę Zachodnią, był też na rowerze w Chinach. Na codzień pracuję na szwajcarskiej kolei i ma wyrozumiałego szefa, który często daje mu bezpłatne wielotygodniowe, a czasem wielomiesięczne urlopy....
Bardzo wczesna pobudka o 6 rano - chyba szum rzeki płynącej 20 m od zrobil swoje :-) Rozbijanie namiotu w zupelnej dziczy niestety zaskutkowalo przebiciem podlogi namiotu, na szczescie niewielkim. Kolo 7:30 wyruszylem pierwszy w kierunku granicy z Czarnogora. Droga wiodla caly czas wzdluz rzeki Tara. Po paru km zaczelo lac, ale ze wzgledu na to ze umowilismy sie z chlopakami na granicy, postanowilem cisnac w deszczu. Te 10 km dluzylo sie niemilosiernie, tym bardziej ze ciagle gora dol gora dol. Nowa plyta Kultu na mp3 dodawala jednak otuchy :-) Po drodze bylo kilka campingow zyjacych z turystow z EU przyjezdzajacych na rafting na Tarze. Patrzyli sie na mnie jak na ufo ;-) W koncu dotarlem do granicy (kilka barakow na krzyz i drewniany most na spienionej blotnietej Tarze) gdzie zaczela sie akcja wielkie suszenie w knajpie. Cale szczescie ze nie bylo zadnych gosci, bo bylaby troche siara z pampersem i skarpetkami na balustradzie. Pije goraca kawę i jem chevapi - niestety z chlebem a nie pita. Po 2 h przyjezdzaja chlopaki i postanawiamy ze naszym celem na ten dzien bedzie Pluzine. Kolejne 30 km w Czarnogorze to najpiekniejsze km na rowerze w moim zyciu. Ze wzgledu na bardzo częste fotostopy przejechanie tych 30 km zajelo 3 h. Po drodze mieliemy m.in. 3 mosty na Pivie, w tym jeden dobre 100 m nad poziomem rzeki wiszacy pomiedzy skalami, kolejny na rownie wysokiej tamie polaczojej z elektrownia wodna. A z mostow zapierający dech w piersiach widok na kanion Pivy, ktorej turkusowy kolor zmienial sie w zaleznosci od ilosci słońca. Poza cudowna Piva i jez Pivskim wielkie wrazenie robily tunele, bylo ich kilkadziesiat, od kilkunastu do 600 m dlugosci. Zadne z nich nie byly sztucznie oświetlone, jedynie wybite w skale okienka pelnily role doswietlajaca. Zwykly samochod osobowy wjezdzajac w taki tunel robi taki halas jakby jechal tir. W wielu tunelach byly tez potworne przeciagi, szczegolnie przy wyjazdach tworzylo sie jakies dziwne podcisnienie, mialo sie wrazenie, ze zawiewa niemal 100 km/h - rower doslwnie stawal w miejscu. Do tego co jakis czas ukazywaly sie naszym oczom osniezone gorskie szczyty. Dzien konczymy w gorskim mini kurorcie Pluzine, gdzie Remi wybiera opcje camping, zas Dawid i ja decydujemy sie na przytulne pokoje za 15 euro. Wieczorem finał LM w pubie bluesowo-rockowym ZVONO, ale malo co patrzylem w ekran, bo wciagnela mnie rozmowa ze Szwajcarskim sakwiarzem - 1 rowerowy globtrotter, ktorego spotkalismy na wyprawie! Koleś zrobił m.in. Amerykę Południową (Patagonia, Boliwia), Afrykę Zachodnią, był też na rowerze w Chinach. Na codzień pracuję na szwajcarskiej kolei i ma wyrozumiałego szefa, który często daje mu bezpłatne wielotygodniowe, a czasem wielomiesięczne urlopy....