Dzien 5: Kolano, bus i Sarajevo
Środa, 22 maja 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 50 - 100, Balkany 2013
Km: | 63.82 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:37 | km/h: | 17.65 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 708m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
mapa trasy dzien 5
Po krolewskim sniadaniu przygotowanym przez mame Saszy, nasi serbscy przyjaciele odprowadzili nas 30km w kierunku Tuzli. Po wdrapaniu sie na przelecz bedaca granica dystrykow serbja i muzulmanskiego pozegnalismy Sasze, ktory dzielnie wtargal 500m w gore rower Remika. Niestety na tym podjezdzie solidnie odezwalo sie kolano co sklonilo mnie do tego aby dac mu odpoczac. Co ważne po przejeździe na muzułmańską stronę, zaczeły się tabliczki o minach w pobliżu drogi oraz sporo budynków zniszczonych przez wojnę. Na wielu domach widać ślady po kulach. Sporo jest też nowo budowanych domów na gruzach dawnych gospodarstw. Podobno dom z działką w Bośni kosztuje tylko około 30 000 Euro, więc sporo osób które uciekły stąd w czasie konfliktu zbrojnego do Niemiec i innych krajów UE wraca tutaj po latach. Z miejscowosci Tuzla wzialem autokar do Sarajeva, zas chlopwki pojechali dalej na 2 kolach. Po 3h podrozy przez piekne gory (min osrodek narciarski Kalemba) dotarlem do stolicy BIH. Juz sam wjazd powala na kolana - same gorki, zapelnione osiedlami domów. Mijamy stadion olimpijski i przerazajaco wielkie cmentarzyska ofiar wojny lat 90tych, wyeksponowane w dolinie. W autokarze poznalem milego Wlocha Andree, ktory jechał pomodlic sie i wyciszyc w słynnym monastyrre Manjugorie kolo Mostaru. Andrea zaproponował mi nocleg jesli bym zmienil plan podrozy przez kontuzje. Ok 20 zladowalem w deszczowym Sarajevie, wiec marzylem o suchym cieplym miejscu na nocleg. Okazalo sie ze w centrum Sarajeva jest masa tanich hosteli, udalo mi sie trafic na jeden z pubem rockowo-jazzowym prowadzonym przez milego Bosniaka, któego żona i dzieci mieszkały w Szwecji. 15 euro za 1os pokój z wifi, lazienka i kuchnia do dyspozycji - zyc nie umierac. Pozniej okazalo sie, ze wifi dziala tak jakby chciało ale nie moglo ;-) Po ogarnieciu sie ruszylem na chwile na miasto skosztowac chevapi, ktore wszyscy nam polecali. Jest to specyfik Sarajeva o korzeniach tureckich - placek a w srodku zrolowane waleczki miesa. Do tego piwo Sarajevsko....i szybko odplynalem.
Po krolewskim sniadaniu przygotowanym przez mame Saszy, nasi serbscy przyjaciele odprowadzili nas 30km w kierunku Tuzli. Po wdrapaniu sie na przelecz bedaca granica dystrykow serbja i muzulmanskiego pozegnalismy Sasze, ktory dzielnie wtargal 500m w gore rower Remika. Niestety na tym podjezdzie solidnie odezwalo sie kolano co sklonilo mnie do tego aby dac mu odpoczac. Co ważne po przejeździe na muzułmańską stronę, zaczeły się tabliczki o minach w pobliżu drogi oraz sporo budynków zniszczonych przez wojnę. Na wielu domach widać ślady po kulach. Sporo jest też nowo budowanych domów na gruzach dawnych gospodarstw. Podobno dom z działką w Bośni kosztuje tylko około 30 000 Euro, więc sporo osób które uciekły stąd w czasie konfliktu zbrojnego do Niemiec i innych krajów UE wraca tutaj po latach. Z miejscowosci Tuzla wzialem autokar do Sarajeva, zas chlopwki pojechali dalej na 2 kolach. Po 3h podrozy przez piekne gory (min osrodek narciarski Kalemba) dotarlem do stolicy BIH. Juz sam wjazd powala na kolana - same gorki, zapelnione osiedlami domów. Mijamy stadion olimpijski i przerazajaco wielkie cmentarzyska ofiar wojny lat 90tych, wyeksponowane w dolinie. W autokarze poznalem milego Wlocha Andree, ktory jechał pomodlic sie i wyciszyc w słynnym monastyrre Manjugorie kolo Mostaru. Andrea zaproponował mi nocleg jesli bym zmienil plan podrozy przez kontuzje. Ok 20 zladowalem w deszczowym Sarajevie, wiec marzylem o suchym cieplym miejscu na nocleg. Okazalo sie ze w centrum Sarajeva jest masa tanich hosteli, udalo mi sie trafic na jeden z pubem rockowo-jazzowym prowadzonym przez milego Bosniaka, któego żona i dzieci mieszkały w Szwecji. 15 euro za 1os pokój z wifi, lazienka i kuchnia do dyspozycji - zyc nie umierac. Pozniej okazalo sie, ze wifi dziala tak jakby chciało ale nie moglo ;-) Po ogarnieciu sie ruszylem na chwile na miasto skosztowac chevapi, ktore wszyscy nam polecali. Jest to specyfik Sarajeva o korzeniach tureckich - placek a w srodku zrolowane waleczki miesa. Do tego piwo Sarajevsko....i szybko odplynalem.