Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2013
Dystans całkowity: | 836.76 km (w terenie 124.00 km; 14.82%) |
Czas w ruchu: | 45:44 |
Średnia prędkość: | 18.30 km/h |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 52.30 km i 2h 51m |
Więcej statystyk |
z polssonem na zamek b.
Środa, 12 czerwca 2013 | dodano:12.06.2013Kategoria 30 - 50
Km: | 40.45 | Km teren: | 12.00 | Czas: | 01:56 | km/h: | 20.92 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 23.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
piękne popołudnie, trzeba się poruszać. tym bardziej, że z polssonem ost raz jeździłem ze 3 msc temu.
dołek na wypas krów :)
Oryginalny popas w dołku :)© rock350
polsson is dead!!!
Polsson :P© rock350
nad Jezioro w Józefowie!
Wtorek, 11 czerwca 2013 | dodano:11.06.2013Kategoria 30 - 50
Km: | 44.99 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:03 | km/h: | 21.95 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 22.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
Korzystając z pięknej pogody wyruszyłem po pracy w miejsce, o którym myślałem już od pewnego czasu - nad jezioro w Józefowie. Jest to chyba jeziorko najbliższe Toruniowi i jak się okazało, wiele razy przejeżdżałem tuż obok (ze 300 m w linii prostej), a jednak tam nie dotarłem.
Ale wcześniej w lasach za toruńską Elaną trafiłem na ciekawe zjawisko - leśny strumyk po ostatnich opadach obrał sobie nowe koryto :) czyli leśną drogę:
Leśna droga zamieniona w strumyk© rock350
W pogoni za własnym cieniem......
Cześć cieniu!© rock350
Jezioro w Józefowie zdobyte!
Jezioro Józefowo - zdobyte! :)© rock350
Spokojna tafla.......
Urokliwe jeziorko Józefowo, woda podobno bardzo czysta, a potwierdzić to może spora liczba wędkarzy© rock350
sloneczno-sobotnie rowerowe lenistwo
Sobota, 8 czerwca 2013 | dodano:08.06.2013Kategoria 0 - 30
Km: | 28.03 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 01:31 | km/h: | 18.48 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
najpierw na motoarene, okazalo sie ze kasy jeszcze zamkniete, wiec w odwiedziny do kumpla w Rozgartach. po drodze chcialem odkryc nowe sciezki za castorama, ale skonczylo sie to rejterada i powrotem do wylotowki na bydgoszcz :) co widac na ponizsyzm foto:
Dzira w murze po polchemie :P© rock350
po Kachę do Zarośla Cienkiego
Piątek, 7 czerwca 2013 | dodano:07.06.2013Kategoria 50 - 100
Km: | 52.37 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 02:42 | km/h: | 19.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 22.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
przepiękna pogoda!!! takim lekkim rowerem to można jeździć i jeździć i jeździć i jeździć........
dzięki Olkowi mój rower górski pojeździł tam gdzie jest przeznaczony ;)
Czwartek, 6 czerwca 2013 | dodano:06.06.2013Kategoria 30 - 50
Km: | 32.45 | Km teren: | 12.00 | Czas: | 01:49 | km/h: | 17.86 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
Dzien 14, 15 i 16: czyli 50h maraton autokarowo-pociągowo-samochodowy do Torunia (1500 km)
Sobota, 1 czerwca 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria 30 - 50, Balkany 2013
Km: | 41.02 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:41 | km/h: | 11.14 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 20.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Specialized Hardrock 2010 |
Ta wycieczka to właściwie składaniec: Ploce (CRO), Zagrzeb (CRO), ok. po 20 km Wiedeń (AUS) i Wawa (PL).
Pobudka 6.30 i ruszam na dworzec autobusowy w Ploce. Mam stąd 2 autobusy do Zagrzebia o 8 i o 9. Kierowca autobusu o 8 twierdzi, że nie ma miejsca i nie weźmie mojego roweru. Na kolejną próbę o 9 przygotowuję się lepiej (50 kun banknot motywacyjny w ręku). Podjeżdża autokar, leje deszcze, kierowca i konduktor autokaru oczywiście ani słowa po angielsku. Pierwsza ich reakcja na mój rower to machanie łapami i słowa ADIOS! Miła pani sprzedawczyni biletów w kasie w Ploce pomaga w negocjacjach i dzięki 50 kunom udaje się przekonać konduktora, że rower się zmieści w luku bagażowym. Szczęśliwy jak cholera wsiadam do autokaru i tniemy 8 h po chorwackich autostradach, w tym przez liczne tunele w górach (mają nawet do 6-8 km długości). W stolicy Chorwacji okazuje się, że jedyne rozsądne opcje to Wiedeń lub Budapeszt. Wybieram Wiedeń, bo jest wcześniej (7 rano następnego dnia) i ma miejsca dla rowerów. No to mam 14h na zwiedzanie Zagrzebia.... bardzo ładne miasto, dużo terenów zielonych. Tego dnia jest kolejne święto kościelne, całe miasto wyłączone niemal z ruchu samochodów. Zagrzeb jest ciekawie położony, z jednej strony ma równinę i łatwy dostęp, zaś z drugiej ma 1000 m górę, gdzie uprawiać można sporty zimowe. Góra ta też chroni Zagrzeb przed frontami atmosferycznymi z północy.
Po rowerowym zwiedzaniu i foceniu melduje się w jednym, potem drugim Macku i dzięki wifi jakoś czas mija do 1. Niestety o tej godz zamykają ten imprialistyczny przybytek. Na szczęście dworzec kolejowy nie jest zamykany na noc. Następnych parę godzin spędzone wśród niezbyt ładnie pachnących bezdomnych oraz z pijanymi chorwackimi punkami, którzy byli dość zabawni i sporo śpiewali :) Udaje się jakoś dotrwać do 7 rano, wpylam pyszny burek i ładuję do niemal pustego całą drogę pociągu ze świetną infrastrukturą dla rowerów (wieszaki plus pasy - rower cały czas na widoku podróżnego). Niewiele śpię, bo co chwilę chorwaccy, słoweńscy i austriaccy konduktorzy sprawdzają bilety. Do tego jeszcze celnicy wnikliwie analizują z lupą paszporty (przekraczam granicę UE). Ok. 14 docieram mocno zjebany do Wiednia. Wjeżdżam w jakiś park, robię popas i ruszam na główną stację Wien Westbanhoff. Niestety nie ma zbyt wiele opcji do PL - najrozsądniejsza czasowo to pociąg do Wawy o 22:15. Nie ma przedziałów rowerowych, więc będę musiał rozłożyć rower na kawałeczki... Minusem jest też cena biletu: 80 Euro ://// to boli. No ale coż - to już ostatni wydatek na tej wprawce bałkańskiej. Po zakupie biletu ruszam rowerem na Wiedeń. Po chwili w centrum spotykam sympatycznego Polaka z Łodzi, który prowadzi firmę przewozową i sam jednocześnie jest kierowcą autokaru. Ma dzień przerwy, więc na rowerze na lekko zwiedza stolicę Austrii. Wspólnie udajemy się przez centrum aż do kilkukilometrowej wyspy na Dunaju, która jest wręcz rajem dla rowerzystów, rolkarzy, biegaczy itd. Zresztą w ogóle jazda rowerem po Wiedniu jest przyjemnością. Sieć ścieżek liczy setki kilometrów, wszystko ładnie oznaczone, zero krawężników. Często stosowane są pasy rowerowe w jezdni i zielone fale dla rowerzystów. Stosunek kierowców do rowerzystów jest niezmiernie pozytywny.
Ok. 21 ląduję na dworcu, okazuje się, że mój pociąg jest już podstawiony. Rozkręcam rower (koła, siodełko, bagażnik przedni, błotnik) owijam folią i wsuwam pod siedzenia. Okazuje się, że zaskakująco ładnie się to mieści. Żaden z konduktorów nie ma żadnych obiekcji i pytań co do mojego wielkiego bagażu. W przedziale tylko 1 koleś - gastarbeiter z Opola wracający do rodziny. Krótka rozmowa o piłce, Klose :) i polskiej polityce. Dochodząc do wniosku, że jest chujowo i nic się nie zmieni :) obaj zasypiamy mając po 3 wygodne siedzenia w roli kanapy do dyspozycji. O 4tej jesteśmy w Katowicach gdzie wsiadają licealistki jadące na wycieczkę do St. Petersburga. I tak na rozmowach upływa droga do Wawy, gdzie rodzice odbierają mnie z Centralnego. Po odwiedzinach u rodzinki w Nowym Dworze Mazowieckim ruszamy do Torunia, a moja bałkańska wyprawka (niestety nie wyprawa) zostaje zakończona.....
Pobudka 6.30 i ruszam na dworzec autobusowy w Ploce. Mam stąd 2 autobusy do Zagrzebia o 8 i o 9. Kierowca autobusu o 8 twierdzi, że nie ma miejsca i nie weźmie mojego roweru. Na kolejną próbę o 9 przygotowuję się lepiej (50 kun banknot motywacyjny w ręku). Podjeżdża autokar, leje deszcze, kierowca i konduktor autokaru oczywiście ani słowa po angielsku. Pierwsza ich reakcja na mój rower to machanie łapami i słowa ADIOS! Miła pani sprzedawczyni biletów w kasie w Ploce pomaga w negocjacjach i dzięki 50 kunom udaje się przekonać konduktora, że rower się zmieści w luku bagażowym. Szczęśliwy jak cholera wsiadam do autokaru i tniemy 8 h po chorwackich autostradach, w tym przez liczne tunele w górach (mają nawet do 6-8 km długości). W stolicy Chorwacji okazuje się, że jedyne rozsądne opcje to Wiedeń lub Budapeszt. Wybieram Wiedeń, bo jest wcześniej (7 rano następnego dnia) i ma miejsca dla rowerów. No to mam 14h na zwiedzanie Zagrzebia.... bardzo ładne miasto, dużo terenów zielonych. Tego dnia jest kolejne święto kościelne, całe miasto wyłączone niemal z ruchu samochodów. Zagrzeb jest ciekawie położony, z jednej strony ma równinę i łatwy dostęp, zaś z drugiej ma 1000 m górę, gdzie uprawiać można sporty zimowe. Góra ta też chroni Zagrzeb przed frontami atmosferycznymi z północy.
Po rowerowym zwiedzaniu i foceniu melduje się w jednym, potem drugim Macku i dzięki wifi jakoś czas mija do 1. Niestety o tej godz zamykają ten imprialistyczny przybytek. Na szczęście dworzec kolejowy nie jest zamykany na noc. Następnych parę godzin spędzone wśród niezbyt ładnie pachnących bezdomnych oraz z pijanymi chorwackimi punkami, którzy byli dość zabawni i sporo śpiewali :) Udaje się jakoś dotrwać do 7 rano, wpylam pyszny burek i ładuję do niemal pustego całą drogę pociągu ze świetną infrastrukturą dla rowerów (wieszaki plus pasy - rower cały czas na widoku podróżnego). Niewiele śpię, bo co chwilę chorwaccy, słoweńscy i austriaccy konduktorzy sprawdzają bilety. Do tego jeszcze celnicy wnikliwie analizują z lupą paszporty (przekraczam granicę UE). Ok. 14 docieram mocno zjebany do Wiednia. Wjeżdżam w jakiś park, robię popas i ruszam na główną stację Wien Westbanhoff. Niestety nie ma zbyt wiele opcji do PL - najrozsądniejsza czasowo to pociąg do Wawy o 22:15. Nie ma przedziałów rowerowych, więc będę musiał rozłożyć rower na kawałeczki... Minusem jest też cena biletu: 80 Euro ://// to boli. No ale coż - to już ostatni wydatek na tej wprawce bałkańskiej. Po zakupie biletu ruszam rowerem na Wiedeń. Po chwili w centrum spotykam sympatycznego Polaka z Łodzi, który prowadzi firmę przewozową i sam jednocześnie jest kierowcą autokaru. Ma dzień przerwy, więc na rowerze na lekko zwiedza stolicę Austrii. Wspólnie udajemy się przez centrum aż do kilkukilometrowej wyspy na Dunaju, która jest wręcz rajem dla rowerzystów, rolkarzy, biegaczy itd. Zresztą w ogóle jazda rowerem po Wiedniu jest przyjemnością. Sieć ścieżek liczy setki kilometrów, wszystko ładnie oznaczone, zero krawężników. Często stosowane są pasy rowerowe w jezdni i zielone fale dla rowerzystów. Stosunek kierowców do rowerzystów jest niezmiernie pozytywny.
Ok. 21 ląduję na dworcu, okazuje się, że mój pociąg jest już podstawiony. Rozkręcam rower (koła, siodełko, bagażnik przedni, błotnik) owijam folią i wsuwam pod siedzenia. Okazuje się, że zaskakująco ładnie się to mieści. Żaden z konduktorów nie ma żadnych obiekcji i pytań co do mojego wielkiego bagażu. W przedziale tylko 1 koleś - gastarbeiter z Opola wracający do rodziny. Krótka rozmowa o piłce, Klose :) i polskiej polityce. Dochodząc do wniosku, że jest chujowo i nic się nie zmieni :) obaj zasypiamy mając po 3 wygodne siedzenia w roli kanapy do dyspozycji. O 4tej jesteśmy w Katowicach gdzie wsiadają licealistki jadące na wycieczkę do St. Petersburga. I tak na rozmowach upływa droga do Wawy, gdzie rodzice odbierają mnie z Centralnego. Po odwiedzinach u rodzinki w Nowym Dworze Mazowieckim ruszamy do Torunia, a moja bałkańska wyprawka (niestety nie wyprawa) zostaje zakończona.....